Poprzednia ustawa wdrożeniowa (lub, trudniejsza nazwa – ustawa o zasadach prowadzenia polityki rozwoju) nie ma wiele szczęścia do Trybunału Konstytucyjnego. Dotychczas już trzy razy wypowiadał się on o przepisach regulujących przyznawanie dofinansowania z funduszy UE, dwa razy stwierdzając niezgodność zasad wydatkowania unijnych pieniędzy z Konstytucją (a mało brakowało byłyby 4 wyroki gdyby w zamierzchłych czasach ustawodawca nie uchwalił w porę przepisów stanowiących namiastkę procedury odwoławczej). Tym razem czwarty raz będzie właśnie tytułowego 13 listopada kiedy to TK rozpozna sprawę, do której również ja miałem przyjemność dołożyć małą cegiełkę w postaci skargi konstytucyjnej i o której pisałem m.in. tutaj.
13 listopada, prawie w samo południe;), Trybunał odpowie na pytanie czy polityka wydatkowania unijnych pieniędzy określona w ustawie wdrożeniowej, którą można streścić jako “szybko i byle jak” jest zgodna z Konstytucją RP. Sprawa SK 17/17 dotyczy tzw. wyczerpania alokacji i wpływu tego “zjawiska” na prawa wnioskujących o unijne środki. W uproszczeniu, jakiś czas temu ustawodawca przyjął, że jak skończą mu się unijne pieniądze na dane działanie to procedury odwoławcze dla projektów również się “skończą” tzn. w takiej sytuacji sądy administracyjne będą mogły wydać tylko wyroki “moralne” tj. stwierdzające, że ocena projektu jest niezgodna z prawem, bez kierowania do jej poprawy a organy pozostawić środki odwoławcze “bez rozpatrzenia”. Źródłem problemu jest fakt, że procedura odwoławcza nie wstrzymuje podpisywania umów z innymi beneficjentami, stąd też finalnie może się okazać, że projekt który został oceniony niżej od projektu lepszego, ale takiego, który brał udział w procedurze odwoławczej, otrzymał dofinansowanie.
Problem polega na tym, że takie działanie jest jednak w moim odczuciu troszkę niesprawiedliwie – jakim bowiem prawem ustawodawca obciąża uczestników konkursów okolicznościami zupełnie od nich niezależnymi, a w dodatku takimi, którymi sam może sterować, a właśnie taką sytuacją jest wydanie wszystkich pieniędzy przed zakończeniem procedury odwoławczej i odmowa dofinansowania projektu tylko z tego powodu. I w ogóle czemu służyć ma taka procedura, której rezultat nie daje nic nie tylko samemu zainteresowanemu, ale również jest sprzeczny z interesem publicznym?
Wyobraźmy sobie taką sytuację: gracz w totolotka trafia szóstkę jako jedyny, ale ze względu na błąd w kuponie, który musi zareklamować, wypłata wygranej przeciąga się, a finalnie okazuje się, że całą kasę zgarnęło kilku graczy którzy trafili piątkę, bo w regulaminie totolotka zapisano, że wszystkie pieniądze trzeba wydać w tydzień. Sprawiedliwe? Raczej nie. Kto zawinił – gracz czy totolotek? Odpowiedź nasuwa się sama. Podobnie, trywializując sprawę, ma się niedoszły beneficjent, którego projekt został źle oceniony i dopiero procedura odwoławcza pozwoliła mu tę ocenę wyprostować.
Sejm próbuje się bronić (stanowisko można znaleźć tutaj) i moim zdaniem robi to nieudolnie twierdząc, że przecież takie zróżnicowanie wnioskodawców jest uzasadnione, nie można bowiem wzruszać ocen innych projektów skoro już zostały zakończone i tym samym przepisy nie naruszają unijnych i konstytucyjnych reguł proporcjonalności. Wszystko to opiera się jednak na fałszywym aksjomacie jakoby środki publiczne przeznaczone dla wnioskodawców na dane działanie miały charakter skończony, a jedynym możliwym rozwiązaniem sytuacji byłoby pozbawienie grantów tych wnioskodawców, którzy jako pierwsi zawarli umowy.
Po pierwsze nieprawdziwe jest twierdzenie, że środki kończą się raz na zawsze - sama ustawa o finansach publicznych daje tutaj dysponentom tych środków wiele możliwości ich "dosypania", w sytuacji kiedy teoretycznie doszło do ich wyczerpania, po drugie nawet jednak gdyby dana pula rzeczywiście się skończyła to ta sytuacja obarcza winą organizatora konkursu i to on finalnie powinien znaleźć środki dla wszystkich - również tych, którzy przeszli skutecznie procedurę odwoławczą. Co więcej możliwych rozwiązań tej sytuacji jest wiele, począwszy od ustanowienia odpowiedniej rezerwy, skończywszy na usunięciu lub modyfikacji przepisu przewidującego, że procedura odwoławcza nie wstrzymuje podpisywania umów, tym bardziej, że jak wielokrotnie mówił Trybunał szybkość działania nie jest wartością, dla której można poświęcać inne kardynalne wartości zwłaszcza konstytucyjne...
Wyrok TK pokaże czy będzie zgoda na tolerowanie kolejnych niekorzystnych dla uczestników konkursu rozwiązań legislacyjnych, czy jednak sąd konstytucyjny postawi tamę dla dalszego psucia prawa w obszarze funduszy UE – psucia, które politycznie nie ma w tej chwili żadnej politycznej proweniencji, złe przepisy bowiem tolerowane są już od wielu lat…
Jak będzie 13-go? Liczę że okaże się pechowy, ale nie dla beneficjentów;)